niedziela, 17 stycznia 2010

Moja nagrzewnica do embossingu :)


Jako pomysłowy Dobromir już dawno wymyśliłam sobie że tym będę robić embossing na gorąco. Przede wszystkim było to wymyślone z konieczności, bo nie była nigdzie osiągalna oryginalna. Fakt, gabaryty ma spore. Jednak sprawuje się super :)
To zwykła najtańsza opalarka do farby z marketu. Miałam ją na stanie już wcześniej, tylko zyskała drugie życie. Nie wiem czy kupię oryginalną...może kiedyś , ale jak na razie wolę pieniążki przeznaczać na potrzebniejsze rzeczy. Chyba że jakiś Święty Mikołaj ni sprezentuje hihi.
Mam nadzieję że komuś przyda się mój wynalazek.
Używam na pierwszym "biegu"

7 komentarzy:

  1. Też jej parę razy kiedyś użyłam ;)
    Teraz jednak częściej żelazka, bo się nie dorobiłam jeszcze oryginalnej nagrzewnicy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie wczoraj oglądałam opalarki w sklepie narzędziowo-budowlanym. Na razie nie kupiłam, ale prędzej nabędę to narzędzie, niż oryginalną nagrzewnicę:-) Dobrze, że się sprawdza:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. o rety! trochę bym się bała:/. ja dzialam zelazkiem ale wiadomo, ze to nie to samo:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na razie u mnie najlepiej sprawdza się mikrofalówka;-) Ale też planuję zakup opalarki do farby;-) Różnica w cenie między takim zaadaptowanym wynalazkiem a oryginałem jest na tyle duża, że chyba warto spróbować...

    OdpowiedzUsuń
  5. Kreatywne podejście do problemu - jeśli nie możemy sobie na coś pozwolić, to trzeba pokombinować tak, aby nie siedzieć bezczynnie. Spokojnie, na profesjonalną nagrzewnicę przyjdzie jeszcze czas i możliwości.

    OdpowiedzUsuń