Wydawałoby się że sobota powinna być lekko leniwa, a tu nic z tego. Od rana na nogach, pojechałam z rodzicami na grzybobranie. Wyjeżdżaliśmy o 7.30 a tu niespodzianka, przymrozek. Dobrze że zapobiegliwie ubrałam dwa sweterki. W lesie pięknie..cisza, spokój, relaks. Uwielbiam zbierać grzyby. Jednak po chwili rączki normalnie odmarzały, co chwilę inna lądowała w kieszeni kurtki :-) nogi tak samo..ale ich nie dało się włożyć do kieszeni hihi .Znów nauczyłam się zbierać nowych grzybków, wydawało mi się że jestem wytrawnym znawcą a tu niespodzianka. Rodzice od znajomych podpatrzyli grzybki o nazwie płachetki, do złudzenia przypominają muchomora sromotnikowego, ale są naprawdę pyszne. Tak marynowane w occie jak i siekanka do słoików potem smażona z boczusiem i cebulką...mniam. Zebrałam 2 duuuuże wiadra , podgrzybków i różnej maści grzybów. Rodzice po tyle samo. Na koniec niespodzianka , rodzice powiedzieli że to wszystko jest dla mnie....boziuniu myślałam że padnę miałam razem 6 wiader grzybów!!!!!! . Ucieszyłam się ale kiedy to wszystko zrobić ? . Dopiero skończyłam(22.30)oczywiście mój ślubny też brał aktywny udział w przetwarzaniu runa leśnego :-) , zrobiłam kilka słoiczków marynowanych grzybków, 12 litrowych siekanki i 2 ogromne sita są wypełnione po brzegi podgrzybkiem i suszą się na gazem w przemyślnie skleconym przez moją osobę rusztowaniu :-) Nogi normalnie mi odpadają gdybym mogła w ten sposób coś robić to chyba chodziłabym na kolanach ... zostało tylko gotowanie słoików uffffffff...
A jutro...... znów na grzyby z rana :-), moja siostrzyczka ma palucha kontuzjowanego więc wymyśliłam że może jutro dla niej nazbieramy. Mam nadzieję że przez noc nogi dojdą do siebie. Przynajmniej jutro to będzie sama przyjemność zbierania :-) Kto inny będzie się męczył czyszczeniem i przerabianiem :D